niedziela, 13 kwietnia 2014

Ocean Czasu kontra Hiszpańska Inkwizycja

Ocean Czasu znów burzy się i pieni. Wypluwa, co tam ma w swojej otchłani jeszcze nie do końca strawionego, ale najgorszy jest i tak jest sam Czas! Pokazuje te swoje spróchniałe zębiska i straszy. Pożera coraz większe kawały mojego życia dowodząc niestrudzenie, że dużo jeszcze zjeść może. Zapytać można co ma do tego wszystkiego Hiszpańska Inkwizycja, a ja odpowiem bez wahania, że nic. Absolutnie i bezwzględnie nic.

Chociaż..Jeśli się dobrze zastanowić...


Czas odziera mnie wciąż z myśli, przetrawia mój strumień świadomości i wypluwa jakieś resztki. Mnie wobec nich zostawia bezsilną. Ze strumienia świadomości pozostają ochłapy świadomości. I tyle, bez litości. Nie ma czegoś takiego mówi pokazując w uśmiechu te swoje  przepróchniałe zębiska. 


I cóż mam począć, niech mi ktoś powie, skoro po wartkim strumieniu świadomości zostało muliste dno? Nie czuję się już nawet jak połykacz ognia przedzierający się przez wyjątkowo mętny kanał! Czuję się co najwyżej jak wyjątkowo mętny i mulisty kanał! Jak bałwan bez nosa z marchewki! Szukam celu, a znajduję "pal". Szukam drogi, znajduję skrzyżowanie. Tylko po co komu skrzyżowanie, skoro nie wie, w którą z dróg ma skręcić?

wtorek, 4 marca 2014

Jeśli coś płynie, to równie dobrze może przestać płynąć


Czas zatrzymał się tamtego letniego popołudnia dokładnie o 17:30. Stało się to, licząc z dokładnością do jednej minuty, o godzinie 17:30 dwudziestego dziewiątego dnia lipca. Choć prawdę mówiąc, skoro czas się zatrzymał, to w gruncie rzeczy tak proste elementy jak godzina czy data straciły jakiekolwiek znaczenie. Zapytasz skąd wiedzieliśmy, że tak się stało. Ba, pewnie pomyślisz, że zmyślam, bo to nazbyt absurdalne. Zmartwię Cię mówiąc, że jednak nie zmyślam. Tak się stało i tyle. Skąd wiedzieliśmy, że czas przestał płynąć? Cóż, wiedzieliśmy i tyle. Zapanował, że tak to ujmę, martwy spokój. Bardzo dziwny stan...swoją drogą. Jeśli ktoś tego nie doświadczył, to prawdopodobnie nie zrozumie, o co mi chodzi. Musisz zatem uwierzyć mi na słowo.

Tamtego popołudnia czas się zatrzymał i tyle. Nie da się niestety określić, jak długo trwał w tym stanie, bo skoro nie płynął, to gdy znów rozpoczął swoją mozolną wędrówkę była ta sama 17:30 tegoż samego dwudziestego dziewiątego dnia lipca. Pozornie nic się nie zmieniło. Jednak Ci, którzy zauważyli, co się stało, wiedzieli, że zmieniło się bardzo wiele. Dlaczego? Toż to bardzo proste! Otóż, czas może sam się zatrzymać, to oczywiste. Jednakże nie jest w stanie sam zacząć znów płynąć. Aby się to stało, musi się coś wydarzyć. Nie wiedzieliśmy co, ale skoro to się stało, to nie problem wywnioskować, że ktoś wiedział, co należy zrobić. I zrobił to. A teraz my próbujemy tego kogoś odnaleźć. Spytasz „po co?” skoro zrobił, co należało i jest spokój. A i owszem-odpowiem, ale to za mało. No bo co, jeśli to się powtórzy? Co jeśli czas znowu się zatrzyma, a ten ktoś nie będzie mógł już nic zrobić? Jeśli chociażby umrze i nikomu nie przekaże swojej tajemnicy? Umiesz sobie w ogóle wyobrazić, co groziłoby całemu światu w takiej sytuacji? Kompletna martwota po wieki wieków! Oczywiście przysłowiowe wieki wieków, bo tak po prawdzie świat tkwiłby wciąż w jednym martwym punkcie. Właśnie tak, w martwym punkcie! Dlatego też wyruszyliśmy na naszą wyprawę, by odnaleźć tego kogoś i wydobyć od niego tajemnicę, która może uratować świat. Gdy już nam się to uda, będziemy ją pielęgnować i przekazywać sobie z pokolenia na pokolenie tak, by świat nigdy, ale to nigdy nie utknął w martwym punkcie.

Po tej przemowie spojrzała na mnie wyczekująco. Dziwna kobieta – pomyślałem. Pozornie całkiem normalna. Średni wzrost. Włosy sięgające za łopatki, proste, w kolorze ciemnej czekolady. Przenikliwie niebieskie oczy, nos z lekko opadającym czubkiem, szerokie usta o stosunkowo wąskich wargach. Wiek - bliżej nieokreślony.  Niby wszystko w porządku, ale było coś dziwnego w jej gestach, w sposobie poruszania się, w spojrzeniu. Coś, co nie pozwalało mi uznać, że jest całkiem przeciętna, ale też nie dawało podstaw, żeby uznać ją za wariatkę. Nawet pomimo tego wszystkiego, co zdążyła mi powiedzieć zaledwie po kilku minutach od naszego spotkania. Całkiem przypadkowego spotkania, tak na marginesie. Siedziałem znużony sierpniowym upałem przy fontannie, kiedy ona usiadła nieopodal i zaczęła chłodzić dłonie w zbiorniku wody. Gdy nachyliła się, by wyciągnąć coś z dna słomkowy kapelusz z jej głowy wpadł prosto do wody. No i co tu dużo mówić. Pchany jakimś absurdalnym dżentelmeńskim poczuciem misji do niesienia pomocy damom w opałach wyłowiłem go i podałem jej. I wtedy się zaczęło. A teraz siedzi tu i patrzy na mnie wyczekująco tymi swoimi przenikliwie niebieskimi oczyma. 

Wyruszamy dalej za dwa dni o świcie – powiedziała, nie doczekawszy się żadnej reakcji z mojej strony. Spotkamy się dokładnie w tym miejscu. Weź ze sobą wszystko, czego możesz potrzebować, ale tylko tyle, ile będziesz w stanie unieść. Po tej deklaracji założyła na głowę wciąż z lekka mokry kapelusz i szybkim krokiem odeszła. Nie zdążyłem nawet zareagować, zapytać o cokolwiek, powiedzieć, że najwyraźniej mnie z kimś pomyliła czy czegokolwiek innego, co powinno się powiedzieć w takiej sytuacji. Cóż – pomyślałem w duchu. - Zawsze mogę przyjąć, że zaszkodziło mi słońce, a to były zwykłe majaki. Posiedziałem jeszcze chwilę po czym wolnym krokiem oddaliłem się w dokładnie przeciwnym niż ona kierunku.

niedziela, 2 lutego 2014

Tajemnica zniknięcia Pana X

Zapytany kiedyś znienacka o godzinę, Pan X zniknął, rozpływając się w szarawej mgle poranka. Od tamtego dnia upłynęło wiele lat. Wciąż słyszy się czasem to tu to tam plotki o jego rzekomym pojawieniu się w takim to a takim miejscu, jednak koniec końców zawsze okazuje się to zwykłą pomyłką.

Co zatem wydarzyło się tamtego dnia? Czy Pan X zniknął naprawdę? A jeśli tak, to co i dlaczego się z nim stało? Na te, a także wiele innych pytań nie sposób znaleźć jednej, pewnej i logicznej odpowiedzi (a już z logiką w tym wszystkim jest bodaj najtrudniej!). Od dnia tego tajemniczego wypadku powstała niezliczona ilość hipotez i genialnych (czyż nie jedynie pozornie?) wyjaśnień, a jednak Pana X wciąż nie odnaleziono.

O samym zdarzeniu wiadomo niewiele, a i to niewiele zdaje się być co najmniej niepewne. Jedyną potwierdzoną (przez wymaganą i w pełni wystarczającą liczbę świadków) okolicznością jest fakt, że rozpływając się w nicości Pan X zdążył jeszcze powiedzieć: Jestem jak wydrylowana wiśnia i z tymi słowami zostawił ludzkość bezradną (czyżby na zawsze?) wobec zagadki. 

Wielu mądrych i zacnych ludzi próbowało wyjaśniać znaczenie tych słów na różne sposoby. Niektórzy upatrują w nich zaszyfrowanej wiadomości - do dziś jednak nie zbliżyli się nawet o krok do złamania rzekomego szyfru. Inni twierdzą, że jest to odpowiedź na najważniejsze pytanie w dziejach ludzkości i znając odpowiedź, poszukują wciąż pytania. Jeszcze inni dowodzą, jakoby to właśnie zdanie stanowiło najważniejszą w historii wskazówkę dla uczonych zajmujących się badaniami nad czasem (pamiętajmy, że Pan X wypowiedział te słowa zapytany o godzinę!). Znalazła się też pewna grupa ekstremistów, która bazując na tym zdaniu zbudowała nową herezję, powołując do życia Zgromadzenie Owoców Drylowanych. Byli wreszcie też tacy, którzy twierdzili, że słowa te były niczym innym jak zwyczajnym bredzeniem wariata. 

Prawdą jest, że nie da się odmówić słuszności żadnej z powyższych hipotez. Każda na swój sposób zdaje się zbliżać do wyjaśnienia zagadki i jednocześnie żadna nie jest w stanie dokonać tego z całą pewnością. Czy kiedykolwiek uda się dotrzeć do sedna tajemnicy? Czy ktokolwiek zdoła dostrzec prawdziwy sens tego zdarzenia? Co do tego nie można mieć pewności. Pozostaje jednak jeszcze jeden aspekt, który - o dziwo - po dziś dzień nie został rozpatrzony z należytą starannością. Trzeba bowiem zauważyć, że najbardziej fascynujące w tej historii było nie to, co się stało, lecz to, co się nie wydarzyło. 
Oczywiście, nie wydarzyło się, zanim Pan X zniknął.

piątek, 10 stycznia 2014

Nad Ichorem - Woody Allen


Nad Ichorem
Żeglujmy. Płyńmy z
Brodą Fogarty'ego do Aleksandrii, 
Podczas gdy Bracia Promieniści 
Śpieszą chichocząc do wieży 
Dumni ze swych dziąseł. 
Tyciąc lat przeszło odkąd 
Agamemnon rzekł: "Nie otwierać 
Wrót, komu u diabła potrzebny 
Drewniany koń tej wielkości?" 
Cóż to ma do rzeczy? Tylko tyle, 
Że Shaunnesy z zamarłym 
Tchem odmówił przyjęcia 
Przystawek do swego dania, choć
Miał do tego prawo. 
I dzielny Bixby, mimo swego 
podobieństwa do dzięcioła, 
Nie mógł odebrać bielizny 
Od Sokratesa bez pokwitowania,
Parnell miał odpowiedź, tylko że 
Nikt nie zadał mu pytania. 
Nikt poza starym Laffertym, którego 
Psi figiel z Lapis Lazuli sprawił, 
Że całe pokolenie wzięło 
Lekcje samby. 
Prawda, Homer był ślepy i to 
Wyjaśnia, dlaczego się zadawał z tak
Szczególnymi kobietami. 
Tylko Aegus i Druidowie składają
Nieme świadectwo dążeniom człowieka 
Do swobody przemian. 
Blake też o tym roił i 
O'Higgins, którego szatę 
Skradziono, gdy miał ją na sobie.
Cywilizacja ma kształt 
Kolisty i powtarza się, natomiast
Kształtem głowy O'Lear'ego jest 
Trapezoid. 
Cieszcie się! Cieszcie! I zadzwońcie do 
Matki raz na jakiś czas.


Źródło: W.Allen, Irlandzki Geniusz z tomu Bez Piór


niedziela, 5 stycznia 2014

Cień jeża, cisza okręgu

Cisza. Z ciemności wyłania się ośnieżony znak zapytania. Stoi na straży zbytniej jasności. Jasność jest zagładą pytań. Brak pytań, to brak znaków zapytania. Zbytnia jasność nie może uwolnić się spod jarzma znaków zapytania. Ulega niejasności.
Zbłąkany jeż nie może rozstrzygnąć czy nie jest przypadkiem władcą wiatru. Czyż to nie on kieruje jego podmuchami? Na razie kieruje tylko własnymi krokami. Kroki jeża na świeżym śniegu wyznaczają jego historię. Każdym krokiem wkracza we własną przyszłość. Co jest przyszłością jeża?
Ośnieżone szczyty gór otaczają dolinę. Dolina kryje miasto. Miasto kryje mieszkańców. Mieszkańcy kryją swoje historie. Przed zapadnięciem zmroku rozpalają się przydrożne latarnie. Są niczym strażnicy nieuchronnej przemiany dnia w noc. Światło latarni zapowiada mrok nocy. Czy jeż może być władcą światła latarni? Czy też jest nim zakład energetyczny?
Każdy krok ma sens, jeśli tylko nie jest krokiem wstecz – podpowiada jeżowi jego własny cień, niewładny wykonać nawet jednego samodzielnego kroku. Światło latarni jest dla cienia niczym aparatura sztucznie podtrzymująca go przy życiu. Czy wobec tego latarnia jest władcą cienia jeża? Czy też  jakiegokolwiek innego cienia?

Pewien władca, przechadzając się wokół ronda, zapomniał kim są jego poddani. Bezradny wobec własnej niejasności krążył bez celu nie umiejąc wybrać żadnej z dróg. 
Jego pułapką stała się prostota idei okręgu, idealny kształt koła. Czyż nie ten sam, który zaklęty w kulistości Ziemi ocalił życie wierzącym, że ich planeta jest płaska? Tym, co wyruszyli odnaleźć jej kraniec, lecz nigdy nie dotarli do urojonej krawędzi?