Czas zatrzymał się tamtego letniego popołudnia dokładnie o 17:30.
Stało się to, licząc z dokładnością do jednej minuty, o godzinie
17:30 dwudziestego dziewiątego dnia lipca. Choć prawdę mówiąc, skoro czas się
zatrzymał, to w gruncie rzeczy tak proste elementy jak godzina czy data
straciły jakiekolwiek znaczenie. Zapytasz skąd wiedzieliśmy, że tak się stało.
Ba, pewnie pomyślisz, że zmyślam, bo to nazbyt absurdalne. Zmartwię Cię mówiąc,
że jednak nie zmyślam. Tak się stało i tyle. Skąd wiedzieliśmy, że czas przestał
płynąć? Cóż, wiedzieliśmy i tyle. Zapanował, że tak to ujmę, martwy spokój.
Bardzo dziwny stan...swoją drogą. Jeśli ktoś tego nie doświadczył, to
prawdopodobnie nie zrozumie, o co mi chodzi. Musisz zatem uwierzyć mi na
słowo.
Tamtego popołudnia czas się zatrzymał i tyle. Nie da się niestety
określić, jak długo trwał w tym stanie, bo skoro nie płynął, to gdy znów
rozpoczął swoją mozolną wędrówkę była ta sama 17:30 tegoż samego dwudziestego
dziewiątego dnia lipca. Pozornie nic się nie zmieniło. Jednak Ci, którzy
zauważyli, co się stało, wiedzieli, że zmieniło się bardzo wiele. Dlaczego? Toż
to bardzo proste! Otóż, czas może sam się zatrzymać, to oczywiste. Jednakże nie
jest w stanie sam zacząć znów płynąć. Aby się to stało, musi się coś
wydarzyć. Nie wiedzieliśmy co, ale skoro to się stało, to nie problem
wywnioskować, że ktoś wiedział, co należy zrobić. I zrobił to. A teraz my
próbujemy tego kogoś odnaleźć. Spytasz „po co?” skoro zrobił, co należało
i jest spokój. A i owszem-odpowiem, ale to za mało. No bo co, jeśli
to się powtórzy? Co jeśli czas znowu się zatrzyma, a ten ktoś nie będzie
mógł już nic zrobić? Jeśli chociażby umrze i nikomu nie przekaże swojej
tajemnicy? Umiesz sobie w ogóle wyobrazić, co groziłoby całemu światu
w takiej sytuacji? Kompletna martwota po wieki wieków! Oczywiście
przysłowiowe wieki wieków, bo tak po prawdzie świat tkwiłby wciąż w jednym
martwym punkcie. Właśnie tak, w martwym punkcie! Dlatego też wyruszyliśmy
na naszą wyprawę, by odnaleźć tego kogoś i wydobyć od niego tajemnicę,
która może uratować świat. Gdy już nam się to uda, będziemy ją pielęgnować
i przekazywać sobie z pokolenia na pokolenie tak, by świat nigdy, ale
to nigdy nie utknął w martwym punkcie.
Po tej przemowie spojrzała na mnie wyczekująco. Dziwna kobieta – pomyślałem.
Pozornie całkiem normalna. Średni wzrost. Włosy sięgające za łopatki, proste, w kolorze
ciemnej czekolady. Przenikliwie niebieskie oczy, nos z lekko opadającym
czubkiem, szerokie usta o stosunkowo wąskich wargach. Wiek - bliżej
nieokreślony. Niby wszystko
w porządku, ale było coś dziwnego w jej gestach, w sposobie
poruszania się, w spojrzeniu. Coś, co nie pozwalało mi uznać, że jest
całkiem przeciętna, ale też nie dawało podstaw, żeby uznać ją za wariatkę.
Nawet pomimo tego wszystkiego, co zdążyła mi powiedzieć zaledwie po kilku
minutach od naszego spotkania. Całkiem przypadkowego spotkania, tak na
marginesie. Siedziałem znużony sierpniowym upałem przy fontannie, kiedy ona
usiadła nieopodal i zaczęła chłodzić dłonie w zbiorniku wody. Gdy
nachyliła się, by wyciągnąć coś z dna słomkowy kapelusz z jej głowy
wpadł prosto do wody. No i co tu dużo mówić. Pchany jakimś absurdalnym
dżentelmeńskim poczuciem misji do niesienia pomocy damom w opałach wyłowiłem go
i podałem jej. I wtedy się zaczęło. A teraz siedzi tu
i patrzy na mnie wyczekująco tymi swoimi przenikliwie niebieskimi oczyma.
Wyruszamy dalej za dwa dni o świcie – powiedziała, nie
doczekawszy się żadnej reakcji z mojej strony. Spotkamy się dokładnie
w tym miejscu. Weź ze sobą wszystko, czego możesz potrzebować, ale tylko
tyle, ile będziesz w stanie unieść. Po tej deklaracji założyła na
głowę wciąż z lekka mokry kapelusz i szybkim krokiem odeszła. Nie
zdążyłem nawet zareagować, zapytać o cokolwiek, powiedzieć, że
najwyraźniej mnie z kimś pomyliła czy czegokolwiek innego, co powinno się
powiedzieć w takiej sytuacji. Cóż
– pomyślałem w duchu. - Zawsze mogę
przyjąć, że zaszkodziło mi słońce, a to były zwykłe majaki.
Posiedziałem jeszcze chwilę po czym wolnym krokiem oddaliłem się w dokładnie
przeciwnym niż ona kierunku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz