wtorek, 4 marca 2014

Jeśli coś płynie, to równie dobrze może przestać płynąć


Czas zatrzymał się tamtego letniego popołudnia dokładnie o 17:30. Stało się to, licząc z dokładnością do jednej minuty, o godzinie 17:30 dwudziestego dziewiątego dnia lipca. Choć prawdę mówiąc, skoro czas się zatrzymał, to w gruncie rzeczy tak proste elementy jak godzina czy data straciły jakiekolwiek znaczenie. Zapytasz skąd wiedzieliśmy, że tak się stało. Ba, pewnie pomyślisz, że zmyślam, bo to nazbyt absurdalne. Zmartwię Cię mówiąc, że jednak nie zmyślam. Tak się stało i tyle. Skąd wiedzieliśmy, że czas przestał płynąć? Cóż, wiedzieliśmy i tyle. Zapanował, że tak to ujmę, martwy spokój. Bardzo dziwny stan...swoją drogą. Jeśli ktoś tego nie doświadczył, to prawdopodobnie nie zrozumie, o co mi chodzi. Musisz zatem uwierzyć mi na słowo.

Tamtego popołudnia czas się zatrzymał i tyle. Nie da się niestety określić, jak długo trwał w tym stanie, bo skoro nie płynął, to gdy znów rozpoczął swoją mozolną wędrówkę była ta sama 17:30 tegoż samego dwudziestego dziewiątego dnia lipca. Pozornie nic się nie zmieniło. Jednak Ci, którzy zauważyli, co się stało, wiedzieli, że zmieniło się bardzo wiele. Dlaczego? Toż to bardzo proste! Otóż, czas może sam się zatrzymać, to oczywiste. Jednakże nie jest w stanie sam zacząć znów płynąć. Aby się to stało, musi się coś wydarzyć. Nie wiedzieliśmy co, ale skoro to się stało, to nie problem wywnioskować, że ktoś wiedział, co należy zrobić. I zrobił to. A teraz my próbujemy tego kogoś odnaleźć. Spytasz „po co?” skoro zrobił, co należało i jest spokój. A i owszem-odpowiem, ale to za mało. No bo co, jeśli to się powtórzy? Co jeśli czas znowu się zatrzyma, a ten ktoś nie będzie mógł już nic zrobić? Jeśli chociażby umrze i nikomu nie przekaże swojej tajemnicy? Umiesz sobie w ogóle wyobrazić, co groziłoby całemu światu w takiej sytuacji? Kompletna martwota po wieki wieków! Oczywiście przysłowiowe wieki wieków, bo tak po prawdzie świat tkwiłby wciąż w jednym martwym punkcie. Właśnie tak, w martwym punkcie! Dlatego też wyruszyliśmy na naszą wyprawę, by odnaleźć tego kogoś i wydobyć od niego tajemnicę, która może uratować świat. Gdy już nam się to uda, będziemy ją pielęgnować i przekazywać sobie z pokolenia na pokolenie tak, by świat nigdy, ale to nigdy nie utknął w martwym punkcie.

Po tej przemowie spojrzała na mnie wyczekująco. Dziwna kobieta – pomyślałem. Pozornie całkiem normalna. Średni wzrost. Włosy sięgające za łopatki, proste, w kolorze ciemnej czekolady. Przenikliwie niebieskie oczy, nos z lekko opadającym czubkiem, szerokie usta o stosunkowo wąskich wargach. Wiek - bliżej nieokreślony.  Niby wszystko w porządku, ale było coś dziwnego w jej gestach, w sposobie poruszania się, w spojrzeniu. Coś, co nie pozwalało mi uznać, że jest całkiem przeciętna, ale też nie dawało podstaw, żeby uznać ją za wariatkę. Nawet pomimo tego wszystkiego, co zdążyła mi powiedzieć zaledwie po kilku minutach od naszego spotkania. Całkiem przypadkowego spotkania, tak na marginesie. Siedziałem znużony sierpniowym upałem przy fontannie, kiedy ona usiadła nieopodal i zaczęła chłodzić dłonie w zbiorniku wody. Gdy nachyliła się, by wyciągnąć coś z dna słomkowy kapelusz z jej głowy wpadł prosto do wody. No i co tu dużo mówić. Pchany jakimś absurdalnym dżentelmeńskim poczuciem misji do niesienia pomocy damom w opałach wyłowiłem go i podałem jej. I wtedy się zaczęło. A teraz siedzi tu i patrzy na mnie wyczekująco tymi swoimi przenikliwie niebieskimi oczyma. 

Wyruszamy dalej za dwa dni o świcie – powiedziała, nie doczekawszy się żadnej reakcji z mojej strony. Spotkamy się dokładnie w tym miejscu. Weź ze sobą wszystko, czego możesz potrzebować, ale tylko tyle, ile będziesz w stanie unieść. Po tej deklaracji założyła na głowę wciąż z lekka mokry kapelusz i szybkim krokiem odeszła. Nie zdążyłem nawet zareagować, zapytać o cokolwiek, powiedzieć, że najwyraźniej mnie z kimś pomyliła czy czegokolwiek innego, co powinno się powiedzieć w takiej sytuacji. Cóż – pomyślałem w duchu. - Zawsze mogę przyjąć, że zaszkodziło mi słońce, a to były zwykłe majaki. Posiedziałem jeszcze chwilę po czym wolnym krokiem oddaliłem się w dokładnie przeciwnym niż ona kierunku.