Miesiącami
wpatrywała się w model ostrosłupa próbując zmusić go do kapitulacji, jednak
ostrosłupy bywają uparte. Ten zaś był wyjątkowo uparty. Utrzymywała z nim
kontakt wzrokowy tak długo, jak tylko była w stanie. Aż tu pewnego dnia,
zupełnie nagle i niespodziewanie, do jej uszu dobiegło pukanie do drzwi.
Wiadomo powszechnie, że pukanie do drzwi biega naprawdę szybko, toteż Panna
Lukrecja została gwałtownie wyrwana z wzrokowego pojedynku z ostrosłupem.
Sprawa od początku wydała jej się poważna. To co przed chwilą usłyszała było
bez wątpienia pukaniem do drzwi. Zresztą gdyby miała jakiekolwiek wątpliwości, to dla upewnienia
jej w tym przekonaniu pukanie rozległo się po raz drugi. Zatem sprawa była
naprawdę poważna. W jej domu były bowiem dwie pary drzwi: jedne wychodziły na
wschód, drugie na zachód. Jeśli zaś chodzi o owo pukanie to bez wątpienia
dochodziło ono dokładnie od południa, czyli ni mniej, ni więcej tylko dokładnie
z miejsca, w którym żadnych drzwi nie było. A jednak bez wątpienia było to pukanie
do drzwi. Zbulwersowana ogromem impertynencji pukającego, który ośmielił się
pukać do drzwi właśnie tam, gdzie ich nie było, mimo że przecież posiadała w
swoim domu dwie pary pięknych drzwi, wstała z głębokim postanowieniem
interweniowania.
Podeszła do drzwi...nie, dokładnie rzecz ujmując, podeszła do
miejsca, z którego dochodziło pukanie do drzwi i zdecydowanym głosem zapytała Kto tam? Jak można się było spodziewać
nie otrzymała żadnej odpowiedzi. Niewzruszona, acz coraz bardziej zirytowana,
powtórzyła pytanie. Niech się Pani nie
wygłupia i otworzy mi w końcu te głupie drzwi - usłyszała w odpowiedzi
wypowiedziane z lekka poirytowanym, lecz z całą pewnością męskim głosem. Mam dla Pani ważną przesyłkę i nie będę tak
tu z nią tkwił do uśmiechniętej śmierci - dodał jeszcze głos i tym razem
dało się w nim słyszeć delikatną nutę rezygnacji. Ale...- zaczęła nieco zdezorientowana - tu nie ma żadnych drzwi! -jej
głos zaczął wspinać się na niebezpiecznie histeryczno-poirytowane nuty. Nie
zdążył jednak wspiąć się na samą górę, gdy głos zza ściany przerwał jej
bezceremonialnie Proszę nie robić ze mnie
głupka! Przecież gdyby tu nie było drzwi, to nie mógłbym w nie pukać. Jeśli
Pani nie otworzy ich natychmiast to zaraz sam się tym zajmę. Tego było dla
jej delikatnych nerwów zbyt wiele. Ależ
proszę sobie te drzwi otwierać, ja ich nie zamykałam więc też ich Panu otworzyć
nie mogę, ot i co! - zareagował jej głos, który w międzyczasie zdołał już
dotrzeć na sam histeryczno-poirytowany szczyt. Zadowolona z tak przemyślnej odpowiedzi już myślała, że pokonała
impertynenta siłą argumentów, gdy z nagła tenże nacisnął na klamkę i bez
zbędnych ceregieli otworzył drzwi (których, o czym wiedziała z całą pewnością, wcale tam nie było), wszedł do środka i
ukłonił jej się nisko z nonszalanckim uśmiechem. Pierwszy raz w życiu musiała
przyznać, że była pod wrażeniem i to tak głębokim, że nie umiała wydusić z
siebie nawet słowa (to akurat mogło też wynikać z przykrego faktu, że jej głos
również będący pod wrażeniem całego zajścia spadł z histeryczno-poirytowanego
szczytu i chwilowo był, powiedzmy oględne, niedysponowany).
Tak oto wyglądało
pierwsze spotkanie Panny Lukrecji i Piaskowego Stwora.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz